bo blejtram a właściwie tło na blejtramie, na którym zrobiłam swojego ptaszora był w użyciu kilkakrotnie. Robiłam coś na nim, ścierałam, zdzierałam, zamalowywałam, myłam, zdrapywałam...mówić krótko nie miałam na niego pomysłu, albo właśnie miałam sto pomysłów na raz i nic nie udało się do końca zrobić;-(
Nawet pracując z Panią Kursantką nad zupełnie innym projektem, że tak powiem wycierałam szablony z nadmiaru pasty strukturalnej, na zasadzie gdzieś trzeba to zrobić i może taki wzorek się do czegoś przyda. Myślenie niezbyt mądre, ale strat materiałowych jakby mniej;-)))
Podsumowując na płótnie miałam: tło wyklejone gazetą, bejce co by postarzyć, kawałek szmaty, nie wiadomo po co! kredki, bo próbowałam coś domalować, olej bo coś tam kombinowałam z nowym pomysłem na nie wiadomo czy wyjdzie, ale jak nie spróbujesz to się nie przekonasz... i parę innych rzeczy, aż sie wkurzyłam, nastała taka okoliczność, że powinnam byłam zrobić nową pracę w czasie trwania pleneru do wystawy inSpirit madoa i stało się;-)))
Dwa dni "zrobił się" feniks, kruk, orzeł, różnie został nazwany, mówiąc na skróty ptaszor.
Sama go namalowałam, sama poszlagmetalowałam na miedziano, postarzyłam, domalowałam kredkami inktense derwent szczegóły, z "blaszek" wytłoczyłam pióra, zrobiłam wiatr szerokim pędzlem, poplułam szczoteczką do zębów robiąc mgłę...sztuczną, trochę preparatów do sniedzenia z penartu... i nie wiem do końca czy zadziałały, bo jeszcze niedoschniętego zabrałam do Browaru Mieszczańskiego do galerii, bo wernisaż był tuż, tuż i go pokazałam, powiesiłam i został tam, mam nadzieję, że za parę dni wróci do domu. A jak ktoś chciałby go przygarnąć to sie nie pogniewam;-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz