czwartek, 22 stycznia 2015

Haggis

Dawno, dawno temu we Wrocławiu na ulicy Świdnickiej otwarto pub szkocki, nazwano go Haggis.
Legendy mówią, że Haggis to był taki sprytny, z lekka paskudny, żeby nie powiedzieć brzydko $%^&*()_;-) stworek. Taki trochę norweski troll. Nikt nigdy go nie widział. Widoczne były tylko skutki jego odwiedzin, które nie były zbyt miłe dla miejsca, w którym się pojawiał.
Skoro nikt go nigdy nie widział to przedstawienia go w literaturze czy sztuce też były różne.
Naszego namalowano ...właściwie nie wiem na jakiej podstawie;-(
A drugim znaczeniem słowa haggis to jest nazwa potrawy szkockiej, narodowej, regionalnej.
Notkę o tej potrawie podaję za Wikipedią:
Haggis – specjał szkockiej kuchni narodowej, przyrządzany z owczych podrobów (wątroby, serca i płuc), wymieszanych z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszytych i duszonych w owczym żołądku.
Haggis jest zwykle podawany z ziemniakami i brukwią.
Spożywa się go tradycyjnie 25 stycznia, w rocznicę urodzin szkockiego poety Roberta Burnsa (tzw. Burns' Night). Autor ten w 1787 roku napisał nawet wiersz na cześć haggisu - Address to a Haggis (ang.).
Haggis można kupić w szkockich supermarketach, ale najwyżej cenione są przyrządzane przez najstarszych przedstawicieli poszczególnych klanów. Wyjątkowy smak i aromat nadają im zioła. Gatunki i proporcje są pilnie strzeżoną tajemnicą poszczególnych rodzin.
Trochę mi się robi... byle jak na żołądku, jak to czytam, ale nikt mi nie każe tego od razu jeść... Zresztą jak pogadamy sobie, z co niektórymi na temat naszych flaków, móżczków i innych nereczek to haggis przestaje się robić taki beee.
Ale to nie ten haggis miała królować we wrocławskim pubie.
Bo jak pub to piwko, a przede wszystkim whisky:-))) szkocka whisky i inne mocniejsze trunki, krata szkocka i specyficzna muzyka szkocka. A w następstwie taki szkocki klimacik...
Pub sobie był i był ze 13 lat, chyba?
Zdarzało mi się w nim bywać, bo byłam z nim trochę biznesowo związana, przy okazji? popróbowałam trunków różnych, zaliczyłam chyba wszystkie Jaśki Wędrowniczki...
A co najfajniejsze miałam całkiem ciekawą kolekcje butelek różnych! Co w decoupage, szczególnie na początku, miało spore znaczenie.Teraz zostało mi trochę butelek, niektóre jeszcze z zawartością, więc zanim je w decu wykorzystam to muszę opróżnić zawartość hehehehehe
A, że ja jestem z tych "alkoholików" ale whisky to się nie psuje:-) więc na butelki zdecoupageowane przyjdzie jeszcze poczekać, przecież nie po przelewam takiego trunku do słoiczków po ogórkach.
Oprócz butelek mniej lub bardziej pustych pozostał mi z pubu szyld!
Bo Haggis na rok zmienił właściciela na dzierżawcę, a dzierżawca Haggisa na Sherlocka, co się Haggisowi nie spodobało i zmienił dzierżawcę:-)))
Od nowego roku Haggis znowu jest Haggisem!
Jednak w czasie tej zabawy w zamianę pubu na pub  nastąpiły pewne przemeblowania.
W związku z czym u mnie w domu pojawiły się elementy starego wystroju. dostałam je na zasadzie "zrób sobie z tym coś" Z witrynki zrobiłam sobie kapliczko- latarenkę, na półce postawiłam puszkę po liptonie z 1929 i coś tam jeszcze stoi i czeka na swój czas, o ile ten czas dla oczekujących gadżetów się nie skończył i nie wrócą do pubu?
Tak właśnie stało się z szyldem, który został mi przywieziony i zostawiony z hasłem "może ci się do czegoś przyda"Na całe szczęście nie zdążył mi się "przydać" choć miałam już, już na niego pomysł...
Bo zaraz po nowym roku rzucono mi hasło: fajnie by było co byś może, no wiesz, trochę go zreanimowała? Trochę!!!
Jeżeli to "coś" wisiało przez tyle lat na świeżym powietrzu, narażone na deszcze, śniegi, mrozy, słońce, przy głównej ulicy i jeszcze samochody swoje dodawały to jak mogło wyglądać?
Zabrałam się więc za renowacje zabytku albo konserwacje dzieła sztuki.
Bałam się co bym nie zrobiła mu za bardzo kuku, jak ta kobieta z Włoch co to podreanimowała Jezuska z fresku, bo był za brzydki, jak mu się farba z twarzy złuszczyła;-)
Dotyk papieru ściernego był zabójczy, właściwie wszystko odpadło. Po oczyszczeniu zostało mi gołe drewno z resztkami rysunku. Aaaa miałam za dużo nie kombinować, żeby Haggis został taki sam po konserwacji, żeby się kojarzył ze starym miejscem...
Czyli po staremu, po starym namalowałam na nowo, właściwie zrobiłam go od początku.
...noooooo dodałam troszkę złotka;-(((
Ale wygląda jak stary, tyle swojego dodałam, ze porządnie polakierowałam go jachtowym, co by wytrzymał następne naście lat albo i dłużej.
Czyli dziś wklejam zdjęcia mojego, nie mojego Haggisa.
Szyld jest dwustronny więc tak naprawdę są dwa Haggisy.
Jeszcze stoi na moim tarasie, jak wreszcie zawiśnie na ulicy to postaram się zrobić zdjęcie wiszącego.









13 komentarzy:

  1. Genialny, a jaki ciekawy artykuł:)! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze tak odbierasz moją robotę, a artluł ? musiałam sięgnąc po posiłki czyli wikipedia pomogła...

      Usuń
  2. Cudo !!! widząc taki szyld z chęcią weszłabym do środka na szklaneczkę whisky ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do pubu zapraszam, co prawda po reaktywacji jeszcze nie byłam mam jednak nadzieję, ze whisky tam już gości

      Usuń
  3. Świetny szyld....przyciąga uwagę...i o to właśnie chodzi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie o to chodzi co by dawał po oczach i ściagał gości:-)

      Usuń
  4. Świetny. Opisałaś też wspaniale .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak praca " dziwna" to trzeba sięgnąć po wspomaganie czyli pisanie a to nie jest moja mocna strona, czasem się chyba udaje, sądząc po np Twoim wpisie:-)

      Usuń
  5. Szyld jak nowiutki chociaż stary lub szyld stary chociaż nowy ... zresztą na jedno wychodzi bo praca piękna . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń