Mikołaj jedzie przez las, prezenty wiezie. Prawdą jest, że ten Mikołaj długoooo do mnie jechał;-(
bo foremka Mikołaja z reniferami jest hitem zeszłorocznym...
A do mnie doleciał na swym zaprzęgu dopiero tej jesieni. Musi miał dużooooo roboty, albo tego roku zaczął szybciej?
Jak było, tak było... foremka z Mikołajem jak i koniki wszędzie obecne, są tak fajne, że nawet hitowo przeterminowane nadają pracom wiele uroku. Cieszę się wiec, ze pózno, bo pózno ale mam i ja. Podejrzewam, że jak dożyję następnego sezonu to nie omieszkam znowu ich użyć. W koncu Mikołaj jedzie do nas, co roku od wieluuu, wieluuuu lat ;-) I oby tak jezdził jeszcze długoooo. Bo czeka się na niego niezmiennie od zawsze, od dziecka, od wieku średniomłodego, po starość, niech mi ktoś powie, że jego wizyta jest niemile widziana?
Zawsze, ale to zawsze oprócz prezentów wiezie radość, ciepło, uśmiech, nawet jak z prezentami krucho, to reszta jest bezcenna...
Mojego Mikołaja wycisnęłam z mojej ulubionej masy DAS! i nic mi nie śmierdzi, nic mi się nie lepi, nic mi się nie paskudzi, nawet kolor mi pasuje... dziwne?
Nalepiłam go MAGIKIEM, i wszystko się trzyma!
Tełko machnęłam pastą strukturalną, pogrzebałam w niej i wygrzebałam ostrym narzędziem las.
Pomalowałam akrylami, dałam troszkę ( jak dla mnie to minimalną ilość) złotka, popstrykałam kropeczkami, przejechałam BITUMEM i pociągnęłam matowym Bartkiem.
Całość jest zrobiona na zrecyklingowanej, czyt nie nadającej się do kuchni deseczce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz