A w piątek jadę na zlot, zlot, sabat czarownic forumowych:-)
Już wielkim sukcesem jest, że dałam się wciągnąć w tą zabawę, ja człowiek bardzo ostatnimi czasy stacjonarny. Dziewczyny już dogadują szczegóły a ja w proszku;-(
Pogoda zmienia się z dnia na dzień, właśnie miałam wyciągnąć ciepłą kurtkę na drogę, czy nocne polaków/polek:-))) rozmowy a tu pozytywny zonk, wygląda, że powinno być ciepło, i znowu zmiana w planowaniu garderoby. Jakby ciuchy były najważniejsze na takiej imprezie.
O resztę się nie martwię, bo właściwie wszystko będzie. Sponsorzy nawet dopisali!
Ciasta się pieką, alkohole chłodzą a i inne pyszności się szykują. Jaka jest ew moja rola?
Ano jakaś jest bo mamy zrobić/ozdobić wazon wg mojego kiedysiejszego pomysłu.
Ten projekt specjalnie nie zaprząta mojego umysłu, zabiorę wazon w torbę jako eksponat poglądowy i będziemy robić wielką improwizację na jego temat.
Natomiast jeden z innych pomysłów na twórcze zagospodarowanie czasu trochę bardziej mnie zaintrygował, a nazywa się sgraffito:-)))
Wg wikipedii to: Technika sgraffita ściennego polegała na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku lub kolorowych glin i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze one nie zaschły (nie utwardziły się). Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstaje dwu- lub wielobarwny wzór.
Technika sgraffita była także używana w historycznym zdobnictwie sprzętów i mebli. Wybraną powierzchnię złocono złotem płatkowym w technice kredowo-klejowej i polerowano na wysoki połysk. Po wyschnięciu i stwardnieniu pozłotę pokrywano farbą kazeinową lub temperową, w której następnie wydrapywano ornamenty, odsłaniając tym samym warstwę złota. Technika ta umożliwiała wykonywanie niezwykle precyzyjnych i misternych ornamentów sprawiających wrażenie wykonanych ze złota.
A jak słyszę złotko to wiadomo, że mi się słuch wyostrza i włącza kombinowanie!
No i wykombinowałam, taki swój domowy sposób na sgraffito.
Co prawda co dom i co artysta to następny, podobny, sposób na zrobienie czegoś co przypomina bardzo dalekiego krewnego tej starej, ciekawej techniki.
Pierwszym przykładem mojej sgraffitowej podróby był słoik
http://decoupage-maryski.blogspot.com/2016/05/chinczyk.html
A teraz pokażę talerz, złotko, postarzone, jajeczna mieszanka, czyli żółtko z farbą, dłutko do wycinania i na koniec postarzenie bitumem i mgiełkami.
ZJAZDU ZAZDARSZCZAM, SZKODA ZE OBOK MNIE NIC TAKIEGO NIE MA MIEJSCA LUB NIE WIEM ZE MA :((( A TALERZ - SZCZĘKA MI OPADŁA
OdpowiedzUsuńkoło mnie też nie ma , ale zjeżdżamy się z całej Polski w centrum kraju, żeby wszystkie miały w miarę tyle samo drogi:-)))
Usuńnasza dolnośląska drużyna spotyka się we Wrocławiu i razem jedziemy dalej.
Ciekawy efekt. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńStawiam pierwsze kroki w decoupage. Dla mnie bajera.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ta realizacja podoba, przemawia do mnie antykiem, że ho, ho! :)
OdpowiedzUsuńświetna praca :)
OdpowiedzUsuń